czwartek, 7 sierpnia 2008

5-6 sierpnia - 2 dniowy, konny rajd po Jurze. Zaskoczyli mnie zupełnie - o tym że jadę, dowiedziałam się na wieczór przed wyjazdem. Ktoś wypadł - ja wskoczyłam na jego miejsce - nie żałuję! ;) Trasa - hmmm - start z Poraja, Choroń, Biskupice, Złoty Potok, Siedlec (Pustkowie siedleckie) - nocleg w gajówce "Sygontka" (tam zaczęły się kłopoty-czyt. niżej). W jedną stronę ok. 50km.

A w drodze:
Lekcja nr. 1 - śmieci wyrzucamy do kosza - plastik - do plastiku, szkło - do szkła (konie też załapały o co chodzi).


Lekcja nr. 2 - nie rozjeżdżamy wiewiórek! (przestroga w ramach akcji "Zwolnij!") ... ;)


Na miejscu noclegu - Piorun w ramach ustalania przywództwa w stadzie, pogonił Miki na ogrodzenie - ta zraniła się nad okiem, i trzeba było wezwać weta... Nigdy nie pomyślałabym, że z weterynarzem może być taki problem! W poszukiwaniu niezajętego, nie "po piwie" (był już późny wieczór) albo takiego który po prostu odebrałby tel. Damian wydzwonił wszystkie swoje darmowe minuty. :>. W końcu znalazła się pani weterynarz - niestety - ze specjalizacją od małych zwierząt - nie dała rady podać choćby znieczulenia zdenerwowanej Miki.


Maciek ze swoją Miki - nawet najczulsze pieszczoty nie uspokoiły kobyłki. Trzeba było sprawę szycia odłożyć do rana.


Następnego dnia - pani wet. specjalizująca się w koniach - po ok 40 min zabawy w berka i zapasy z koniem zdołała podać "głupiego jasia" (po spętaniu i zarzuceniu prześcieradła na głowę Miki..) Samo szycie było już formalnością.


Na koniec - w ramach solidarności z Miki - Kasia spadła z konia rozbijając sobie przy tym brodę - kolejne szycie w ciągu doby - tym razem jednak, lekarz nie miał aż takich problemów.

O taki widoczek z drogi - ja i mój dzielny rumak - Piorun, Pustkowie siedleckie (zwane Pustynią) - czyli gigantyczna piaskownica:

Brak komentarzy: