Nie wiem co do końca spowodowało, że było inaczej. Czas, jaki upłynął od samej katastrofy? Przepiękna, słoneczna pogoda? Czy też specyficzny klimat tej części Krakowa w której koncentrowały się wydarzenia. Jedno jest pewne — zastaliśmy tam przedziwną mieszaninę żałoby, patriotycznych przejawów solidarności, lekkie zmieszanie, kilka mikro happeningów związanych z uzewnętrznianiem własnych poglądów politycznych oraz... rodzinną, piknikową wręcz atmosferę, przypominająca swoim charakterem raczej tą, która niewątpliwie panowałaby przy okazji jakiegoś wielkiego, plenerowego koncertu niż przy okazji wielkich uroczystości pogrzebowych.
Nie oznacza to oczywiście, że nie było tam osób w jakiś sposób przeżywających czy demonstrujących swój smutek (czy jak to tam... w zależności od przypadku można nazwać), ale zdecydowanie... powaga i skupienie nie są najlepszymi słowami określającymi całość tego co się działo w dniach 17-18 kwietnia na krakowskim Rynku, w jego okolicach i na Wawelu.
Z punktu widzenia fotografa chcącego zrobić obiektywny reportaż (masło maślane — reportaż ze swej natury musi być przecież obiektywny, nie traktować tematu wybiórczo pod względem sposobu myślenia i poglądów autora) jak najwierniej oddający całokształt tego wydarzenia, trzeba było ująć całe to "zjawisko" wokół pogrzebu — powagę i majówkowy nastrój — w jak najobiektywniejszy sposób.






















2 komentarze:
Może Gałczyński antycypował odpowiedź:
"CESARZU, CESARZU,
SZLACHETNE IMIĘ TWE,
CESARZU, CESARZU,
TWÓJ KRAKÓW MÓWI: NIE."
Znakomite zdjęcia. Przemyślane i bez wątpienia nietuzinkowe. Wiele mówiące.
Prześlij komentarz